CMDR cichy_lis profile > Logbook

Profile
Commander name:
Current ship:
STARFOX BOUNTY HUNTERS [SBH-EX]
(Diamondback Explorer)
 
Member since:
Jul 15, 2019
 
Distances submitted:
0
 
Systems visited:
1,580
Systems discovered first:
18
Pazerność gubi frajerów...

24.08.3305

Godzina 06.20 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Wszystko szło po mojej myśli. Dobrze... ZBYT dobrze...

Zostałem jednak przy T9. Pierwsza wyprawa po feralnym zajściu przyniosła niespodziewany profit w wysokości paru milionów. Niemałe zaskoczenie, choć słyszałem że na skrobaniu asteroid można się dobrze wzbogacić. Najwidoczniej musiałem zobaczyć to na własne oczy. Jakież było moje zdziwienie gdy w punkcie skupu minerałów wystawili mi pokaźną, sześciozerową sumkę.

Jak to mówią... Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Skumałem się z trzema polotami. Łączyło nas jedno - Każdy z nas chciał się dorobić. I tak zaczęliśmy szukać pierścieni lodowych o jak najlepszej zasobności. Tak to się wszystko zaczęło...

Nie było wybrzydzania. Ładowaliśmy wszystko na czym można było zarobić. Precyzyjnie podkładane ładunki prowadzące do spektakularnych eksplozji nawet największych i najtwardszych asteroid pozwalały nam dobrać się do takich smakołyków jak alexandrit, diamenty niskotemperaturowe, void opale czy grandidierit. Całość dopychaliśmy bromellitem. Jest on stosunkowo tani, ale dzięki częstotliwości z jakim się nam trafiał można było bardzo szybko uzbierać ładunek za konkretną sumkę.

I tak to się kręciło. Z pierścienia co rusz któryś z nas kursował na orbitalkę sprzedać ładunek. W drodze powrotnej w zwyczaju było ładować się do pełna limpetami, by na miejscu rozdzielić je między całą ekipę. System ten oszczędzał czas, który można było przeznaczyć na wydobycie. No i oczywiście oszczędzało się na paliwie (choć ci zaradniejsi pomimo że były to jednostki górnicze montowali w nich fuel scoopy)

Grajdołek działał sprawnie i całkiem przyjemnie, a z każdą chwilą wartość wydobycia nieustannie rosła. Wzrost kredytów na naszych bilansach był tak duży że na spokojnie za drugim kursem mogłem pozwolić sobie na Pythona. I tak też zrobiłem. Udało mi się nawet wyposażyć go, może nie najlepszym sprzętem, ale w mojej opinii dość dobrym, i w większości tym z górnej półki. Reszta ekipy widocznie pomyślała o tym samym. Jeden kupił Mambę, kolejny poszedł w moje ślady inwestując w Pythona, a jeszcze inny (o zgrozo) asp explorera pod górnictwo, tłumacząc się tym, że: "Ładnie wygląda". Nie mam pojęcia jak można stawiać aspekt wizualny ponad praktyczność statku. No cóż... kto co woli. Nie mnie oceniać

Tak właśnie mijał ostatni czas. Dość monotonnie, a zarazem żywiołowo. Dni pełne cargo, limpetów i stacji orbitalnych na zmianę. Od czasu do czasu jakiś bandyta próbował nas wyciągać z supercruisa, lecz bez większych efektów.

W końcu nadszedł czas stałego powrotu do planetarki. Do miejsca które chociaż trochę miało zastępować mi dom. I właśnie tutaj zaczęła się równia pochyła. Początek końca, który za niedługi czas miał mnie przywrócić brutalnie do rzeczywistości.

-Opijamy? - Usłyszałem pytanie jednego z współtowarzyszy. Trudno było odmówić. W końcu praca była dość żmudna, jednak zyski niebotycznie wysokie. Nikt się chyba aż takich nie spodziewał. Nie wypadało więc się nie zgodzić, zwłaszcza że podczas tej akcji cała ekipa bardzo się ze sobą zżyła.

-Ano opijamy - odparłem, chociaż bez większego przekonania.

Chwilę poczekaliśmy na lądowisku by jeszcze dwójka wygrzebała się ze swoich maszyn i na spokojnie mogła do nas dołączyć.

Pierwsze kroki? Oczywiście skierowaliśmy do Planetarnego Centrum Informacyjnego. (Swoją drogą warto zapamiętać, PCIki potrafią uratować dupsko, ale o tym innym razem) Tam po szybkim rekonesansie zdecydowane zostało że pite będzie w "Lodowym Pierścieniu". Po paru chwilach już byliśmy na miejscu. Cechy charakterystyczne? Całkiem sympatyczny wystrój utrzymany w jasnoniebieskim i szarym kolorze. Kolejną ciekawą cechą był fakt, że jak na miejsce życia społecznego było tam dość zimno. Choć w sumie nie ma czemu się dziwić. W końcu "Lodowy Pierścień" prawda?

Zaczęło się. Najpierw dosyć spokojnie. Ktoś zamówił coś lekkiego. Na stół wleciały solidne kufle z ciemnym orbitalem. Muszę przyznać. Jedna z lepszych odmian Portera jakie piłem. Gęsta kremowa pianka trzymała się w kuflu do ostatniego łyka, a ten czekoladowo kawowy smak... No po prostu magia.

Zrobiła się troszkę gwarno, chłopaki nie mogli zdecydować się co idzie następne. W końcu ktoś szybko poprosił nieznaną mi pozycje z karty. Barman z gracją podał kolejkę trzech szotów na głowę. Prospektor, bo tak się to coś nazywało, zupełnie do mnie nie przemówił. Gorzkie to, a gęste... Zupełnie nie mój typ. Już Spirożelki czy Alkogalaretka dawały mi więcej radości.

Impreza się rozkręcała, choć ja z jeszcze jednym pilotem odpadliśmy zgodnie z picia. Nie ma co przeginać. Podczas obserwacji jak tamta dwójka wlewa w siebie kolejne procenty rozmawialiśmy o planach na najbliższe dni.

W pewnej chwili poczułem jak coś szarpie mnie za fraki. Był to młody z naszej ekipy. Popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem.

-beźemy graź! - Zionął mi prosto w twarz.

Boże! Myślałem że upije się od samych jego wyziewów. Choć dalej nie wiedziałem o co mu chodzi poczułem jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Pomimo że już dobrze podpity mody miał krzepę jak mało kto. W końcu cisnął mnie na krzesło...

Gdy doszło do mnie co się właśnie stało było już za późno. Jedna zasada - Kto siada ten gra i nie gada. Zrobiło mi się cholernie gorąco. Teraz nawet niska temperatura tego miejsca niewiele pomagała. SP znany również jako SpacePoker. Ulubiona gra szemranego półświatka galaktyki. Cecha charakterystyczna? Gra się w parach, a każda para to jeden gracz.

Losie, czemu mi to robisz?!

Młody traktował zawsze wszystkich równo. Ale to wcale nie oznacza, że jeśli jemu zostało parę tysięcy kredytów na bilansie to ja mam tyle samo. Cóż... najwyraźniej ta jego "równość" odnosiła się i do tego aspektu.

W serduszku błagałem los by zakończyć pierwszą turę. By skończyć to jak najszybciej i wstać od stołu, na którym leżały trzy karty. Dwie z nich odsłonięte a na nich kolejno 6 i 7 serce. Na przeciwko nasi oponenci, każdy z jedną kartą. Zerkali tylko naprzemiennie to na siebie, to na stół, to na nas. No i my... Z młodym nigdy nie grałem, nie wiem co mu jeszcze strzeli do tego pustego łba. Sam w sumie też nie grałem w Spejsa. Znaczy się znałem zasady już wcześniej, ale wiadomo, od takiej gry lepiej trzymać się z daleka. Szczególnie jeśli nie ma się sprawdzonego partnera do tego typu gier.

Odsłoniła się kolejna karta - 8 serce. Jest jedna możliwość by wyjść z tej sytuacji ponosząc najmniejsze koszta. Oboje musimy powiedzieć Pass w tym samym momencie. Stracimy najwyżej parę tysięcy, nic jeszcze tragicznego. Popatrzyłem na swoją kartę, 5 serce. Popatrzyłem na młodego i wyraźnie kiwnąłem głową na "nie". Młody uśmiechnął się tylko do mnie po czym burknął swoim pijackim głosem - bawang!

Zmroziło mnie. My nie mieliśmy nic. Nasi oponenci rzucili karty na stół i szyderczo się roześmiali... W tym momencie poczułem jak z mojego bilansu uchodzi nieco ponad 250 milionów kredytów. -Federacja dała, federacja zabrała! - Szyderczo śmiał się jeden ze zwycięzców, po czym odchylił lekko płaszcz. Spod spodu ukazał się pokaźny wyszywany emblemat federacji.

-I pamiętajcie szczury - wtrącił się drugi - Nie kopiemy w systemach federacji, a już na pewno nie sprzedajemy jej zasobów w JEJ placówkach, zrozumiano? - warknął.

Młody dalej siedział przy stole, jakby nie ogarnął tego co poprzez jego głupotę właśnie się. Dwójka pilotów z ekipy stała parę kroków za mną obserwując bacznie całe zajście. Nie było tutaj już nic po nas. Zawinęliśmy się w trójkę zostawiając młodego z pustym bilansem przy nieszczęsnym stole. Będzie musiał się jakoś pozbierać i odkuć, ale to już nie moja sprawa.

Szybkim krokiem zmierzałem w stronę lądowiska.

-Pakujcie się do maszyn. Mamy sprawy do załatwienia! Wylot z samego rana. - krzyknąłem do chłopaków

-Jakiś plan? - zapytał jeden z nich.

-Federacja dała, federacja zabrała? To teraz federacja odda. Z nawiązką - syknąłem.

Popatrzyli zdziwieni chwilę po sobie po czym udali się każdy do swojej jednostki.

Zobaczymy co przyniosą następne dni.

Bez odbioru

Cichy Lis

Ciężkie powrotu początki...

16.08.3305

Godzina 06.15 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Wróciłem. Miał być pyton, miała być anakonda... Jest wielkie gunwo. Zamiast myśleć nad kupnem statku do wcześniej wspomnianego planu muszę głowić się jak odzyskać kredyty wydane. Jobane pirackie szumowiny... Nie ma to jak zastawić się na nieuzbrojony statek handlowy. Rozumiem jakbym jeszcze przewoził ładunek - było by to uzasadnione, ale strzelać dla zabawy do pustego transportowca? Trzeba mieć na prawdę żałosne życie i cholernie niskie ego by zagrywać w ten sposób, do tego ładnych kilka razy. Mam nadzieje że ktoś kiedyś da tym pajacom nauczkę.

Plan? Szczerze? Nie mam pojęcia. Zostało mi niewiele kredytów. Nie mogę sobie pozwolić by po raz kolejny stracić Dziewiątkę. Było by to cholernie frustrujące, poza tym nie wiem czy wtedy zdołał bym się podnieść finansowo. Zastanawiam się czy nie cofnąć się do Type-7 i nie zastosować go jako maszyny górniczej. Przy odpowiednio zasobnym polu asteroid byłbym w stanie odkuć się stosunkowo szybko (1-2 dni max)

Trzeba teraz tylko znaleźć system spełniający wymagania i brać się do dzieła, puki jeszcze mam ambicje na "duży plan". Cóż... kasa sama się nie zarobi.

Zanim pójdę spać posiedzę jeszcze chwilkę nad planami i mapami galaktycznymi by znaleźć odpowiednie miejsce do kopania, by wieczorem móc spokojnie wystartować z bazy planetarnej i udać się w stronę w wybrane miejsce.

Bez odbioru

Cichy Lis

31/1 - dwa tygodnie urlopu

01.08.3305

Godzina 14.20 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

No i stało się. Wczoraj w końcu kupiłem wymarzonego type-9 na którego zbierałem kredyty od dłuższego czasu.

Ostatnie dni były najbardziej frustrujace. Widok konta na którym brakuje tak niewiele do nowego statku, jednak na tyle sporo, że nie kupi się go za kurs, dwa czy pięć... chyba wiadomo o czym mowa. W każdym razie po epizodzie kopalnianym (o którym na dobrą sprawę nie będę się rozpisywał) mogłem sobie w końcu na niego pozwolić... ba, nie dość że na statek do którego zdążyłem to jeszcze na jego kompleksową modernizację. Brzydkie to jak noc, o manewrowości to chyba pan inżynier zapomniał, ale pakowany skurczybyk. No i ma w sobie to coś, co sprawia że bardzo przyjemnie się nim poruszać. (No albo to ja jestem masochistą)

Cel osiągnięty. Od dzisiaj odpuszczam sobie skakanie po systemach. Lecę na pierwszą lepszą zamieszkałą atmosferę. Zachciało mi się mórz, oceanów!

Spędzę tam dwa tygodnie. Potem wracam do handlu. Moim kolejnym celem jest Python lub Anakonda. Jeszcze nie wiem co dokladnie. Zobaczę co bardziej nada się do mojego kolejnego planu. A plan ten jest ambitny. (Ja jako świeży pilot się tam dokładnie nie znam, ale według doświadczonej gwardii może być ZBYT ambitny...)

Cóż... Czas pokaże

Bez odbioru

Cichy Lis

Lis pierdoła...

24.07.3305

Godzina 5.00 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Dzisiaj zlamiłem... I to ostro. Nie włączyłem podczas startu urządzenia śledzącego przez co po robocie okazało się, że trasa dzisiejszych przelotów była o wiele krótsza niż w rzeczywistości.

Poza tym nic ciekawego się nie działo. Parę odwiedzonych sektorów, troszkę zleceń. O dziwo nawet dzisiaj było w sektorach mniej tych pirackich szumowin, które nie tylko czekają by obłowić się kosztem innych.

Cisza... Spokój... Nudne loty z punktu A do B i z powrotem.

Nie ma o czym pisać, więc po prostu dzisiejszy wpis skończę na tym.

Teraz po ostatnim kursie, gdy znów jestem cały i szczęśliwy w swojej kwaterze, mogę spokojnie usiąść w fotelu, zakurzyć fajkę i oddać się nadrabianiu zaległych wiadomości politycznych. Później szybka kolacja i do spania

Jutro rano (a właściwie za kilka godzin) jak tylko wstanę wezmę szybki prysznic, zerknę na wahania ekonomiczne i znów ruszę w drogę celem zarabiania na warzonego Type-9 Transporter.

Bez odbioru.

Cichy Lis

Type-6? Jaki type-6??

23.07.3305

Godzina 5.15 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Aktualnie od paru dni dalej zajmuje się handlem. Nie byłem w stanie powiedzieć gdzie ostatnio mnie niosło. I kurde dalej nie jestem. Za to mogę z czystym sercem powiedzieć, że handel się opłacił a co więcej przyniósł zaskakujące zyski.

Dalej kupuje w jednym sektorze, a sprzedaje w drugim. Nie ważne co, ważne by z zyskiem minimym 600 tysięcy na transporcie. Membrany, konwektory, broń, polimery. Dosłownie wszystko na czym można jeszcze więcej zarobić.

Dwa dni temu udało mi się zakupić Type-6 Transporter. Szału nie było, ale dzięki ciężkiej pracy już dzisiaj mogłem sobie pozwolić na nowiutki lśniący Type-7 Transporter. No i teraz jest całkiem przyzwoicie. Przy pomyślnym kursie rynkowym w jedną stronę idzie wyciągnąć czasem i ponad milion kredytów.

Plany na najbliższe dni? Dopieścić maksymalnie nowy stateczek. Zainwestować w silnik, napęd FSD, silniejszy fuel scoop i inne tego typu pierdołki.

Na dzisiaj to chyba tyle. Dość monotonnie bo nic się nie dzieje. Nie ma co i opisywać.

Teraz pora optymalnie wykorzystać w kwaterze resztki czasu które zostały mi na spanko.

Bez odbioru.

Cichy Lis

Ps. Pozdrawiam układ HR8444 :)

Ciężkie fortuny początki

21.07.3305

Godzina 21.00 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Nie jestem w stanie powiedzieć gdzie ostatnio mnie niosło. Nie zwracałem na to uwagi. Pamiętam jedynie że przez chwilę zawitałem na sektor Wolf 25 w celu wysadzenia paru asteroid. Było śmiesznie, nie powiem...

Aktualnie od paru dni zajmuje się handlem. Kupuje w jednym sektorze sprzedaje w drugim. Nie ważne co, ważne by na dużym przebiciu. Membrany, konwektory, broń, polimery. Dosłownie wszystko na czym można zarobić.

Wczoraj z zarobionych kredytów udało mi się zakupić całkiem nowy statek - Type-6 Transporter. Po odpowiednich pracach udało mi się na nim wyciągnąć 20 lat skoku z czego 18 przy całkowitym załadunku (96ton). Szału nie ma, ale już zaczyna robić się przyzwoicie. w 3 kursy idzie zarobić ponad 1mln kredytów

Plany na najbliższe dni - zarobić więcej kredytów na Type-9!

Bez odbioru.

Cichy Lis

Nowy Dom?

15.07.3305

Godzina 15.30 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

Po paru skokach w końcu udało się osiągnąć obrany cel. Podróż minęła dość monotonnie. W odwiedzanych systemach starałem się łapać zlecenia kurierskie czy cargo które akurat były mi po drodze. W końcu dotarłem do nowego domu. Sektor Hatmehing przywitał mnie przytulną, choć dość tłoczną stacją kosmiczną. Nie ma tutaj co prawda takiego klimatu jak w HR8444 ale przynajmniej można działać na własną rękę nie wyrządzając nikomu (większej) szkody. Na dzisiaj odpuszczę sobie latania. Rozejrzę się po okolicy, zasięgnę języka u lokalnych. Może po prostu skończę w barze, a po wszystkim jak zawsze wrócę do kwatery. Plan na najbliższy czas? Zarobić. A gdy już się odrobię, ruszę odwiedzić układ Sol, a konkretnie jedną planetę. Planetę od której, jak uczyłą nas historia rozpoczęła się cała ekspansja kosmosu. Planetę Ziemie.

Bez dobioru.

Cichy Lis

Historia ostatnich dni

15.07.3305

Godzina 13.15 czasu lokalnego

Comander Cichy_Lis

No i stało się. 11.07.3305 - cholernie długo wyczekiwana data nadeszła. W końcu mogłem zainwestować w swoje wymarzone latadło. Szału nie było. Oklepany Sidewinder. Podobno każdy pilot na nim zaczynał. Cóż... Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie. A jakoś trzeba było doczołgać się finansowo do czegoś nieco bardziej ambitnego. Chwytałem czego tylko się dało. Robota kurierska, transport ładunków. Górnictwo szło tylko jak krew z nosa więc rzuciłem to w cholerę... Czego można było oczekiwać po najtańszej pierdzielonej rafinerce... Gówno zacinało się co chwila... "Bierz pan" mówili. "Dobre to jest, pierwsza klasa podzespół" taa... międzygalaktyczni naciągacze, psia mać... Więc został transport, który w połączeniu z kurierką pozwalał nawet nieźle zarobić jak na początek. Będąc w barze, w jednym z gwiezdnych portów doszły mnie słuchy o miejscu odległym, choć bardzo bliskim. O miejscu w którym Większość stanowią "sani". Nie zastanawiając się ani chwili zebrałem szpej i ruszyłem w drogę. Ruszyłem prosto do sektora HR8444. Do Stolycy. Do miejsca gdzie twardą, choć sprawiedliwą władzę trzymała frakcja The Winged Hussars. Czy napisałem że ruszyłem bez zastanowienia? Tak... I to był błąd... Skutki tego zacząłem odczuwać w momencie gdy w zbiornikach miałem 1/4 paliwa, a kolejny skok miał pochłonąć połowę tego. Zrobiło mi się ciepło. Szybki rekonesans w systemie i... nie ma tutaj stacji. Podjąłem desperacją próbę kolejnego skoku w nieznane. Odpalam skok nadświetlny: 3,2,1, skaczę... Jestem w kolejnym sektorze... Jest gwiazda... I to wszystko. Nie było kompletnie niczego poza wielką kulą gazu... niczego. Desperacko namierzyłem kolejny sektor przed sobą. Skok za 3,2,1... o zgrozo... Sytuacja się powtórzyła. Gwiazda, mały pyrtek orbitujący dookoła i to wszystko. Kokpit wywalił komunikat o zawartości zbiorników, a paliwa było aż zawrotne 10%... Postarałem się zachować zimną krew, lecz przyznam że w głębi ogarnęła mnie panika... Puściłem sygnał S.O.S na cały system w jakim się aktualnie znajdowałem, choć zdawałem sobie sprawę, że w te rejony nikt normalny się raczej nie zapuszcza. Po 5 minutach bez odzewu zacząłem działać. Najpierw postarałem się skontaktować z innymi pilotami sposobem "zewnętrznym". Jedne nie odpowiedział. Dwóch było zbyt daleko. Kolejny był nowicjuszem i nawet nie wiedział jak pomóc. Zacząłem szukać więc dalej komunikując się w innym języku. Jeden w comanderów polecił mi kontakt z grupą nazywającą się Fuel Rats. W tym samym momencie wyskoczył komunikat o 5%towej zawartości paliwa. W nerwach odłączyłem (prawie) wszystkie systemy, i kontynuowałem komunikację z Ratsami. Czas leciał nieubłaganie. Po podaniu ich dowódcy najważniejszych informacji i cały czas pozostając z nim w kontakcie miałem oczekiwać na grupę ratunkową. Zjawili się zaskakująco szybko przywracając paliwo do mojego baku, a do mojej duszy pierwiastek wiary w ludzi. Po krótkiej wymianie zdań z wybawcami, w której poradzili mi zakup fuel scoope i nauczyli z niego korzystać, pokazali jak optymalnie wytyczać drogę i na co zwracać uwagę każdy ruszył w swoją stronę. Po drodze nawiązał ze mną kontakt Comander -PAQ- który towarzyszył mi w drodze do celu. I tak skacząc z sektora do sektora, cały czas rozmawiając z Comanderem -PAQ-em Dotarłem do długo wyczekiwanego sektora HR8444. Moim oczom ukazała się prześliczna błyszcząco srebrzysta baza gwiezdna, która jak się dowiedziałem zawdzięcza swój kolor światłu odbitemu od przeciwległej gwiazdy. Widok nie do opisania. Kontakt z bazą, prośba o zgodę na lądowanie, siadam. W końcu jestem w Stolycy. W bazie gwiezdnej Maskelyne Vision. Poleciałem jak głupi do sklepu i od razu zaopatrzyłem się w fuel scoopa. Cóż... Nie głupi ten kto błędy popełnia, a ten kto na błędach się nie uczy... Za Credyty zarobione podczas wykonywania pracy kuriera i transportowaniu towarów na trasie, oraz tych zarobionych w sektorze domowym mogłem pozwolić sobie na Cobre MKIII. Gdy już spokojnie usiadłem z piwem w hangarze przed nowiutkim statkiem moją uwagę przykuł plakat informacyjny. Widniała na nim prośba od samego Wielkiego Hetmana The Winged Hussars o zaprzestanie jakichkolwiek działań w sektorze przez nich kontrolowanym jeśli wpływ husarii wychodzi poza wytyczone granice. Cóż... Nie lubię się ograniczać. Jestem pazernym lisem i biorę każde zlecenie jakie tylko jest dostępne i jest mi na rękę. Chciałem też uszanować działania swoich, więc szybko przejrzałem mapę gwiezdną i nie zastanawiając się długo (choć bardziej, jak przed pierwszą podróżą) ruszyłem w stronę Hatmehing licząc w głębi serca, że zostanie on moim nowym domowym sektorem na dobre.

Bez odbioru.

Cichy Lis