Profil komandéra Martinez Drake > Deník


3 MAR 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr 7
Frame shit drive charging...4...3...2...1...engage...
Frame shit drive charging...4...3...2...1...engage...
Frame shit drive charging...4...3...2...1...engage...
Frame shit drive charging...4...3...2...1...engage...
Po dłuższym czasie spędzonym w samotności – czytaniu, analizowaniu map i poznawaniu historii gwiazd – dotarłem do CB-34 Hotel Canonnia. Miejsce w pełni zasługuje na swoją nazwę: wygodne łóżka, wyśmienite jedzenie i przestrzeń do odpoczynku.
Zatrzymam się tu na kilka dni. W międzyczasie sprzedałem dane kartograficzne i jeszcze później podlecę do Canonn Complex żeby dostarczyć próbki z niezbadanych układów, co zapewne znacząco podreperuje moje konto. Póki co wieczory spędzam w barze, wymieniając się doświadczeniami z innymi pilotami (ten łysy trochę mnie niepokoił). Można tu usłyszeć niesamowite historie – o zaginionych statkach, tajemniczych anomaliach i układach, z których nikt nie wrócił.
Planuję wykorzystać ten czas na ulepszenie sprzętu i spokojne przemyślenia przed dalszą podróżą. Następny cel jest jasny: Układ Słoneczny. Zapewne po drodze jeszcze gdzieś się zatrzymam.
2 MAR 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr 6
Dzień kolejny, a ja wciąż siedzę przy terminalu, próbując nawiązać łączność z Rebeką. Nie wiem, czy systemy po prostu się zawieszają, czy ona naprawdę nie chce odpowiedzieć, ale nie mogę przestać próbować. Zamiast zwykłej szybkiej wymiany wiadomości, nic. Zero sygnałów, tylko martwa cisza. Każdy raport o zakłóceniach w przestrzeni jeszcze bardziej pogłębia mój niepokój. Przeszukałem wszystkie kanały, ale żadnej odpowiedzi.
„Rebeko, jeśli to czytasz, daj znak. Cokolwiek. Proszę.”
Cholera. Przecież wiem, że nie mogę zapomnieć o misji. Mam do zrealizowania swoje zadanie – zebrać jak najwięcej próbek, jak najdokładniej je zbadać, przeanalizować, wszystko. To moja rola. To po to tu jestem. Wciąż mam przed sobą całą galaktykę do odkrycia, a każda planeta to potencjalne nowe życie, nowa wiedza. Więc nie mogę się rozpraszać. Ale jak tu skupić się na analizach, kiedy myślami jestem gdzieś indziej?
Zresztą, być może moje odkrycia mogą wkrótce zmienić wszystko. Może te próbki, które teraz zbieram, będą kluczem do czegoś większego. Jeśli uda się odkryć sposób na teleportację do Kolonii lub nawet do Sagittariusa A+, nie będziemy musieli już tracić lat na podróże przez galaktykę. Co to by zmieniło dla ludzi? Kiedyś podróże odbywały się na tramwajach, pociągach, samolotach… a teraz? Wyobrażam sobie, że dzięki tym technologiom, podróże między systemami staną się tak łatwe, jak przeskakiwanie z jednej stacji do drugiej. Cała ta galaktyka stanie się w zasięgu ręki, a czas nie będzie już wrogiem, tylko narzędziem. Musimy pchać ten rozwój do przodu, żeby ludzkość nie zatrzymała się w miejscu, tak jak kiedyś. Może dzięki temu, może dzięki tej pracy… może dla nas wszystkich.
„Rebeko, jeśli to czytasz… czekam.”
Czas ruszać w drogę, kolejny przystanek - Gandharvi
28 FEB 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr 5
Ostatni wpis na dzis… dzisi… dziś. Grubo po północy... wg ziemskiego zegarka.
Dobra, udało się zebrac kilka Stratum Tectonicas (jak się okazauje nie są takei rzadkie albo mam szczęście), całekime niezle jak na stan w jakim sie znajduję. Niestety z tego też powodu brak dokumentacji fotograficznej. Albo robisz coś porządnie albo wcale...dziś wcale.
Kolacja wreszcie normaln— no, lepsza niz zwykle. Lepsza niz te paczki dla pilotów co smakują jak… jak… nie wiem, ale nic dobrego. Wygrzebałem ostatnie fajne porcje z cargo.
Przegldnąłem GalNet, ale nic nie zapamiętałem. Chyba. Może. Za to na tej piekielnej planecie z grawitacją jak bańka mydlana obiłem sie o skały wiecej razy niz wypada przyznć. Przeklęte skoki! A wszystko przez ten cholerny, nieulepszony skafander. Brak stabilizacji, zero wspomagania lądowania – każdy krok to była loteria, czy wyląduję na nogach, czy zaryję hełmem w głaz. Kto normalny projektuje to dziadostwo bez tłumienia?! Powinni tego zakazać! Sprzedawać tylko ulepszone skafandry z modyfikacjami, bo młodzi piloci się pozaijają o własne nogi!
Teraz marzę o gorącym prysznicy… prysznicu… albo nie, nie, wanna z bąbelakmi! Bąbelami. Duża. Ciepła. To by byo… byłoby piękne. Ale wiadomo, to się nei wydarzy. Nie dziś. Ale wkrótce.
Wkrótce wrócę. Do ciepła. Do normalnego jedzenia. Do Rebeki.
Tylko… czy ona tam jeszcze jest? Minęło pięć lat. Pięć lat w samotnej pustce, w zimnych kokpitach, na obcych planetach, pod nieznanymi gwiazdami. Czy ona wciąż na mnie czeka? A może… może miała dość? Może znalazła kogoś, kto nie znikał w kosmosie na całe lata, kto nie zostawiał jej samej, kto był obok.
Wiesz, nie wiem, co się z nią teraz dzieje. Coś mi mówi, że nie może się ze mną skontaktować. Ostatnio miałem wiadomości o tym, że… no, ona się przeprowadziła. Ziemia, Alpha Centauri? Chyba zmieniła miejsce. Nawet komunikacja z nią stała się utrudniona, bo coś tam z jej systemem kontaktowym nie działa. Pewnie przez te przeklęte zakłócenia w przestrzeni. Tak, wiem, że mogłaby wysłać wiadomość przez inne kanały, ale… nie wiem, czy naprawdę chce. Może nie ma jak…
A może po prostu nie chce.
Teraz jeszcze tylko kilka planet, kilkanaście...kilkasset. Kilka odkryć... Potem… potem już tylko Ona. Moja? Rebeka.
Lecę do Gandharvi, oby bez większych komplikacji...
27 FEB 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr 4
Brak zdjęć – zapomniałem naładować aparat.
Odkryte trzy gatunki flory na planecie Boeph ZA-D d13-46 1 a:
- Fungoida Gelata
- Concha Renibus
- Osseus Fractus
Dwa kolejne wskazane przez sensory, ale szczegóły pozostają niejasne. Upojenie alkoholowe po wczorajszym wieczorze skutecznie ogranicza dalszą eksplorację. Decyzja: lecimy dalej w kierunku Gandharvi gdzie zaczerpnę cywilizacji, zjem coś dobrego , prześpię się w lepszych warunkach i być może ulepszę sprzęt. Tymczasem miejmy nadzieję, że na kolejnych planetach trafi się coś ciekawszego.
Koniec raportu.
27 FEB 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr 3
Cały poranek i przedpołudnie spędziłem analizując zebrane próbki. Skupiałem się na każdej z nich, próbując wyciągnąć jak najwięcej informacji, zanim ruszymy dalej. Planowałem kolejne eksploracje – tym razem cel jest jasny, kieruję się w stronę Układu Słonecznego, a po drodze chcę zebrać jak najwięcej danych o niezbadanych planetach i układach. To jest mój główny cel na najbliższe dni, chociaż droga wydaje się długa.
W międzyczasie, by oderwać się od rutyny, posiedziałem trochę w luku kabinowym, poczytałem książki i obejrzałem najnowszy film – "Horizon’s Edge: The Last Expedition". Dobrze nakręcony dokument o pionierach, którzy wyruszyli na najbardziej odległe krańce naszej galaktyki. Film trzymał w napięciu, szczególnie w momentach, gdy opowiadano o nieznanych niebezpieczeństwach, które czekały na załogę. Mimo że wiedziałem, że to tylko film, czułem się, jakbym sam brał w nim udział.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że choć jestem tysiące lat świetlnych od domu, sygnał płynął bez żadnego opóźnienia. Niesamowite, jak technologia pozwala nam łączyć się z ziemskimi mediami, nawet w najbardziej odległych zakątkach galaktyki.
Teraz czas na lunch. Jak zawsze – jedzenie dla pilotów. Bez szaleństw, wiadomo, lekkie danie, mało smaczne, ale potrzebne do przetrwania. Ostatecznie nie ma tu miejsca na luksusy, chyba że na stacjach kosmicznych.
Niebawem czas ruszać w dalszą drogę.
27 FEB 3311 Dziennik pokładowy - wpis nr2
Tubus Cavas w pełnej odsłonie. Szacunkowo 5,5-6m wysokości :)
Podczas eksploracji dziewiczych regionów Drogi Mlecznej wylądowałem na jałowej, kamienistej planecie Eoch Flyuae GG-W d2-2812 AB 1 b. Powietrze było martwe, a temperatura sięgała -110°C. Żadnego lodu, żadnego śniegu – tylko surowa skała i cisza.
Wtedy je zobaczyłem. Smukłe, bambusopodobne tuby, wysokie na sześć metrów, wyrastały w równych odstępach. Na ich łączeniach, pomimo braku wiatru, drżały fioletowe listki, delikatne, lecz wytrwałe.
Dotknąłem jednej. Była ciepła. Na tej martwej planecie istniało życie – i czekało na odkrycie.
27 FEB 3311 Dziennik pokładowy, wpis nr1
Pierwsze kroki człowieka na planecie Eoch Flyuae WV-N b23-11 3 nagrodziły spotkaniem ze Stratum Tectonicas - obecenie najbardziej wartościowym okazem z rodziny Stratum. Dodatkowo Bacterium Aurasus - równie piękny choć mniej dochodowy. Każdy kredyt się liczy :)
Przemierzając jałową pustynię przy -60°C, dostrzegłem dziwną narośl wyrastającą z zamarzniętej ziemi. Mimo skrajnego mrozu pulsowała srebrzysto-zielonym blaskiem i była zaskakująco ciepła w dotyku. O tej roślinie słyszałem już od innych pilotów, którzy przesiadywali przy barach na stacjach kosmicznych, wymieniając się opowieściami. Często przechwalali się, kto widział ją na własne oczy. Ja niestety nigdy nie miałem okazji spojrzeć na nią z bliska, aż do teraz. Wydawała się być czymś więcej niż zwykłą rośliną – pytanie tylko, co to dokładnie było. Czy to nowy gatunek flory… czy coś znacznie bardziej niebezpiecznego?